Fałszywe samooskarżenie się

Dodano: 2005-12-21

Przyznanie się od zawsze było "królową dowodów". Także we współczesnym procesie karnym posiada ogromne znaczenie, a osoba przyznająca się do popełnienia zarzucanego jej przestępstwa może liczyć na spore profity, zwłaszcza jeżeli przy tej okazji powie więcej i nie tylko o sobie. Szczere przyznanie się do winy znacznie ułatwia wyjaśnienie sprawy. W wielu przypadkach tylko podejrzany zna szczegółowo okoliczności czynu, motywy swojego postępowania, miejsce ukrycia narzędzi przestępstwa, łupu, paserów czy wspólników. Bez tej wiedzy cele postępowania często mogą być zrealizowane tylko połowicznie.

Tłumaczy to zabiegi prowadzących śledztwo o uzyskanie takiego przyznania. W publikacjach dotyczących problemu podkreśla się, że najwyżej cenionym rodzajem przyznania się jest takie, które następuje przed sądem. Jednak tylko w sprawach cywilnych przyznanie się przed sadem stanowi dowód wystarczający [por: Ch. Perelman, Logika prawnicza. Nowa retoryka, PWN W-wa 1984 s. 57]. 

W sprawach karnych problem jest bardziej złożony. Sąd Najwyższy wielokrotnie podkreślał, że samo tylko przyznanie się, przy braku innych dowodów, nie może być wystarczające do przypisania oskarżonemu winy, albowiem oskarżony może mieć interes w obciążaniu samego siebie wbrew prawdzie. 

Takie obciążanie się winą nie zawsze zresztą stanowi rezultat aktywności policji czy prokuratora. Zdarza się, że to oskarżony sam zgłasza się do prowadzącego śledztwo z oświadczeniem, że jest sprawcą określonego przestępstwa. Najczęściej zdarza się to w przypadku, kiedy chce sobie zapewnić alibi i uniknąć odpowiedzialności za poważniejsze przestępstwo. W jednej ze spraw włamywacz do sklepu futrzarskiego wkrótce po ukryciu łupu zgłosił się na komendę milicji i poinformował, że właśnie o mało nie zabił po pijanemu swojej żony, z którą kłócił się w domu przez kilka ostatnich godzin i żeby nie było nieszczęścia, prosi o zamknięcie go w areszcie. Prośby tej co prawda nie uwzględniono, ale zgłoszenie się i rzekome powody samooskarżenia się zostały odnotowane. 

Inna grupa fałszywych samooskarżeń wynika z chęci ochrony innej osoby przed odpowiedzialnością karną. W tym celu wynajmowani są np. nieletni, którzy za odpowiednią opłatą biorą na siebie odpowiedzialność za przestępstwo popełnione przez osobę dorosłą, która z różnych powodów odpowiedzialności tej pragnie uniknąć. Nie zawsze przysługa taka ma charakter merkantylny. Przykładem jest sprawa kradzieży z włamaniem do mieszkania sąsiada i zabór magnetowidu dokonanej przez 18-letniego ucznia liceum. Po znalezieniu dowodu rzeczowego w jego pokoju, do winy przyznał się młodszy o 3 lata brat. Prowadzący dochodzenie przyznania tego nie był w stanie podważyć, gdyż było przekonujące. Jednak później okazało się, że spowodowane było ono zbiorową decyzją całej rodziny w intencji umożliwienia starszemu bratu ukończenia szkoły. 

W zorganizowanych grupach przestępczych angażuje się współcześnie osoby, których jedyną rolą jest branie na siebie winy w razie ryzyka wpadki szefów, np. z powodu wypadku drogowego. W starszej literaturze wśród przyczyn fałszywego samooskarżenia się wymienia się uczucie miłości do faktycznego sprawcy przestępstwa, a nawet wcielanie się w rolę złodzieja, w celu ochrony honoru kochanki. Inni samooskarżający się o niepopełnione przestępstwa po prostu szukają schronienia przed zimą i liczą, że ich wyjaśnienia nie będą sprawdzone i przynajmniej na jakiś czas wikt i ciepło znajdą w więzieniu. 

Piszącemu te słowa znany jest przypadek, kiedy zdemaskowanie kłamstwa tylko podniosło determinację desperata, który zaraz po opuszczeniu biura prokuratora dokonał faktycznego już włamania i na miejscu czekał na zabranie go przez policję. 

Szczególny rodzaj nieprawdziwych samooskarżeń zdarza się u osób psychicznie zaburzonych. Najbardziej typowe z tej grupy dotyczą chorych cierpiących na depresję z urojeniami winy. Potrafią oni czasem niezwykle przekonująco brać na siebie odpowiedzialność za rzekome zbrodnie popełnione w przeszłości i domagać się wymierzenia im odpowiedniej kary. Przypadki takie notowane są także w przebiegu padaczek. W literaturze specjalistycznej opisano przyznanie się do zabójstwa mężczyzny, który tuż przed wystąpieniem ataku czytał w gazecie relację o popełnionej zbrodni. Po ustąpieniu stanu pomrocznego był całkowicie przekonany, że to właśnie on pozbawił życia ofiarę i opisywał okoliczności tego czynu w sposób przedstawiony w gazecie [patrz: Widacki, Kryminalistyka, W-wa 1999, Nb. 16].

Inne podłoże mają zmyślone samooskarżenia się osób o zaburzonej osobowości, które pragną odegrać ważna rolę przy wyjaśnianiu głośnej, spektakularnej sprawy i chociażby przez jakiś czas stanąć z centrum uwagi. 

Trudno chyba zaprzeczyć, iż opisane sytuacje potwierdzają prawdę znaną tylko najlepszym policjantom i prokuratorom - przyznanie się nie kończy śledztwa. Ono dopiero je rozpoczyna.

Jan WOJTASIK

Ostatnia aktualizacja:
2011-09-13