Ciągnie się za ludzkością od czasów najdawniejszych. Arsen - metaliczną truciznę znali starożytni Grecy i Rzymianie. Największą karierę ten wynalazek arabskiego alchemika zrobił jednak w średniowieczu. Nie ma smaku, nie wydziela zapachu. Łatwo go było podać ofierze w każdym niemal pokarmie. I jeszcze jedna ważna sprawa - objawy zatrucia przypominały pospolitą wtedy chorobę - cholerę. Trudności w diagnozowaniu przyczyn choroby nakładały się na trudności związane z udowodnieniem domniemanemu sprawcy zbrodni zatrucia. Ogromny postęp analityki chemicznej pozwala dzisiaj na wykrycie w organizmie ludzkim nawet śladowych ilości trucizn. Dodajmy, że ich liczba sięga niemal nieskończoności. Problem jednak pozostał. Znawcy tematu słusznie twierdzą, że sama obecność trucizny w tkance nie świadczy jeszcze o niczym. Pierwiastki wchodzące w skład większości znanych trucizn występują zwykle normalnie w przyrodzie. Dla ustalenia przyczyny zgonu istotne znaczenie ma natomiast stężenie toksycznej substancji. Ale i to często nie wystarcza do odróżnienia zatrucia zbrodniczego, od samobójstwa czy tez nieszczęśliwego wypadku. Trzeba więc wykorzystać cały arsenał środków z zakresu metodyki śledztwa, jakiego uczą się chociażby kandydaci do zawodu prokuratorskiego w czasie aplikacji. Można je streścić jednym zdaniem - okoliczności zatrucia stanowią o wszystkim; samo stwierdzenie obecności trucizny wyjaśnia bardzo niewiele./oprac. jw/